ostry517 prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2011

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

Retrospekcja po latach...

  • Aktywność Bieganie
Sobota, 14 maja 2011 | dodano: 09.01.2017

14 maja 2011, znany świętokrzyski kurort Sielpia. To właśnie w tym miejscu miała odbyć się moja egzekucja na pełnym dystansie maratońskim. Celowo użyłem słowo „egzekucja” ponieważ styl życia jaki w tamtym okresie prezentowałem, był zdecydowanie daleki od sportowego. VI CROSS MARATON w Sielpi miał być jedynie wykonaniem wyroku jaki sam na siebie podpisałem.

Witaj, mam na imię Tomek, z zawodu jestem inżynierem, a z zamiłowania... tak na prawdę to ciężko jednoznacznie określić, a niniejszą relację piszę z perspektywy 5 lat jakie upłynęły od opisywanego zdarzenia, które zapoczątkowało moją przygodę ze sportami wytrzymałościowymi.
Biegam co prawda od dziecka, ale nigdy nie byłem wybitny w tym co robię. Będąc szczerym to muszę przyznać, że VI CROSS MARATON w Sielpi, nie był moją pierwszą próbą uczestnictwa w zawodach na dystansie maratońskim. Rok wcześniej przygotowywałem się do Cracovia Maraton. Trening połączony z brakiem jakiegokolwiek planu doprowadził jedynie do przetrenowania, bólu kolan, które uniemożliwiły start.
Tym razem byłem odrobinę mądrzejszy i treningi ograniczyłem jedynie do chodzenia po piwo do Studentmarketu.

Godzina 7:30 jesteśmy na miejscu i Ostry rozpoczyna delikatną rozgrzewkę




Na trasę wyruszamy o godzinie 9:00. Do pokonania 3 pętle w terenie o długości około 14km. Pierwsza z nich ku mojemu zaskoczeniu idzie nadzwyczaj łatwo i mam nawet wrażenie że czuję się lepiej niż kiedykolwiek. Bardzo podoba mi się sceneria w jakiej rozgrywane są zawody, bieganie po lesie, inni ludzie, brakowało tylko dzikich zwierząt, ale i tak super - nie miałem tego na co dzień.
Godzina 12:00 ostry rozpoczyna zmagania z drugą pętlą zawodów. Miałem już wtedy obczajone wszystkie punkty żywieniowe i wodopoje. Wydawało się wtedy, że ukończenie zawodów w czasie poniżej 4 godzin jest realne, ale okazało się być to czymś w rodzaju złudzenia. Około 30 kilometra następuje kryzys fizjologiczny i Ostry ma problem...
Tak naprawdę ze wszystkim, bo posłuszeństwa zaczyna odmawiać cały kurwa organizm, a ból związany z kontuzjami z przeszłości zaczyna atakować z kilkukrotnie większą siłą niż zazwyczaj. Prawdę mówiąc nie wiedziałem co się dzieje i nie rozumiałem tego. Biegłem po to by się zatrzymać, rozciągnąć betonowe nóżki i brnąć dalej,,, tylko kurwa gdzie?!
Straciłem nawet orientacje w terenie, bo nie widziałem nikogo ani przede mną ani za mną. Trasa była jednak na tyle dobrze oznakowana że się nie pogubiłem. Uważać trzeba było tylko na wszystko to co wystawało z ziemi, tu pomagało doświadczenie zdobyte podczas studiów i powrotów z imprez. Wstyd i żenada, ale tak to musiało wtedy wyglądać, dobrze że nikt tego nie rejestrował...
Około 37 kilometra kryzys zaczyna powoli mijać. Ostry zaczyna z powrotem wierzyć, tym razem już nie w żaden wynik ale możliwość ukończenia tych zawodów w ogóle. Nogi co prawda dalej zachowywały się jakby były wykonane z betonu, ale w główce się coś chyba jednak przestawiło. Z każdym kolejnym kilometrem było jeszcze lepiej.

Zawody ukończyłem na przyzwoitym 90 miejscu z czasem 4:24:43

Po ukończeniu były oczywiście plany kolejnych startów, budowy formy, uzyskiwania co raz lepszych wyników. Wszystko spłonęło na panewce, bo los zdecydował inaczej... a może to po prostu brak charakteru...