ostry517 prowadzi tutaj blog rowerowy

Myślenie procesowe, a zwinne podejście do życia, treningów i startów. Podsumowanie 2018

Poniedziałek, 31 grudnia 2018 | dodano: 31.12.2018

2018 to rok, który miał być powrotem do startów w zawodach, z nastawieniem może nie na wynik w którychkolwiek z nich, bo do tego potrzebny byłby trening, ale przynajmniej na miejsca w środku stawki. Wszystko potoczyło się poniekąd zgodnie z szerokimi przedsezonowymi założeniami, ale zaskoczyły szczegóły.


#1. Wyścigi na trenażerze

20.11.2018 postanawiam wziąć udział w zawodach mających odbyć się na zasadach Elite Race 2018, największego w Polsce wyścigu na trenażerach.
O imprezie dowiedziałem się zbyt późno by podjąć jakiekolwiek działania przygotowawcze. Poprosiłem Dawida o wsparcie podczas startu. Była to dobra decyzja. Wykonanie tylko nieco gorsze bo uzyskałem ostatni kurwa wynik... No i nie ma co się tu więcej rozpisywać.





#2. 10 bieg częstochowski

Zawody biegowe na dystansie 10Km nie mogły być wyzwaniem samym w sobie, dlatego potrzebna była walka o czas, który nie byłby powodem do wstydu wśród znajomych. 7.04.2018 – początek kwietnia to idealny czas na zrobienie dobrego wyniku. Zawody poprzedziłem służbowym wylotem do Bretanii, gdzie obiecałem kolegom walkę.
Trasa zawodów składała się z 2 pętli przebiegających przez centrum Częstochowy. Pogoda idealna do rywalizacji, a było z kim, gdyż na starcie pojawiło się ponad 1,2 tys. amatorów biegów ulicznych.
Godzina 14:00. Postanawiam rozpocząć mocno i staram się utrzymywać tempo przez kolejne kilometry.
Chyba trochę na przekór realnym możliwością organizmu, bo jestem systematycznie wyprzedzany przez kolejnych uczestników zawodów. Nadrabiam trochę na podbiegach ale bardziej siłą woli niż organizmu, który słabnie wyraźnie. Na 7 kilometrze spotykam R-Mana który doradza mi abym przyśpieszył co też czynię ostatecznie kończąc zawody na 536 miejscu z wynikiem 00:48:09. Gorzej niż 3 lata temu (00:46:38), a przebieg zawodów jednak całkiem inny. Chcąc poprawić wynik zacząłem mocno co odbiło się brakiem siły w końcówce, nie było z czego zrobić jakiegokolwiek lepszego rezultatu. Po zawodach masarz odpoczynek, oraz regeneracja.

#3. Duathlon Blachownia Elementar series

29.07.2018 Miała być rozgrzewka przed prawdziwym wyzwaniem, a była kolejny raz walka o przetrwanie. Czemu tak się akurat stało tego nie wiem ale zawody przypomniały mi rok 2003 i gminne ściganie się w biegach przełajowych kiedy to trener Dariusz Dąbrowski postanowił wystawić 2 składy i ubrać wszystko w niebieskie koszulki o 2 różnych odcieniach. W tamtym okresie szkoła po prostu nie miała innych strojów, ale problemem dla mnie było to że chcąc przekazać pałeczkę koledze niestety zamiast ludzi widziałem kolorowe plamy. Wybrałem słusznie niebieską, ale właśnie niestety ten niewłaściwy odcień. Dalszej części historii już nie pamiętam bo chyba na moment straciłem przytomność. W Blachowni świadomość funkcjonowała, ale jedyne co podpowiadała to ukończenie zawodów za wszelką cenę. Zaczęliśmy nietypowo jak na triathlon bo 5 kilometrowym… biegiem, gdyż organizator ze względu na sinice zdecydował się zmienić formułę rozgrywek. Pierwszy bieg poszedł OK, następnie rower też nie zwiastował tego co nastąpi na kolejnych 10 Km. Było gorzej niż chujowo, zawody kończyłem niemalże osamotniony i nawet chciałem po raz pierwszy w życiu przerzucić się na marsz. Przed totalną kompromitacją uratował mnie jeden z uczestników, który po ukończonej rywalizacji postanowił kibicowaniem zmotywować nas do godnego ukończenia starcia z siłami organizmu. To jest właśnie piękno rywalizacji w tym sporcie i rzecz która daje siłę oraz motywację na kolejne starty. Postanowiłem wtedy dobiec na oparach do mety i niezależnie od uzyskanego rezultatu z dumą przyjąć medal.



Miejsce 150 na 162 sklasyfikowanych, a startujących 193 zawodników. Czas 03:04:39.Takie starty też się zdarzają. Trzeba wyciągnąć wnioski i iść do przodu obraną już dawno temu ścieżką... I tyle, tylko co będzie za 2 tygodnie?

#4. Wolsztyn PolskaMan 2018, dystans średni (½ IM)

Przyznam, że przed startem żałowałem takiego, a nie innego doboru dystansu. Decyzje już jednak zapadły dawno temu i pomimo kilku przyjacielskich niby porad znajomych abym nie startował, postanowiłem podnieść rękawicę, którą sam sobie pół roku wcześniej rzuciłem. Nie było to wszystko takie jednoznaczne, bo na ostatni moment pojawiły się problemy z autem i ekipą, która miała mnie wspomagać organizacyjnie.
Różne myśli do głowy przychodzą, gdy nawet niemiecki samochód (zwany dalej szerszeniem) odmawia posłuszeństwa, a ludzie którzy obiecali pomoc na kilkanaście godzin przed wyjazdem się wysypują. Formy też nie ma bo być nie może. Nie było treningów.
Z pomocą przychodzi Damian DeMasta, który w Poradniku Wyższego Wyjebania na pytanie ”co zrobić?” odpowiada jasno i przejrzyście „wszystko co się kurwa da” czy jakoś tak, a więc:
- ratowaniem szerszenia zajmuje się kolejny raz Tomek Nowak,
- pomocą organizacyjno-merytoryczną przed i po zawodach kolejny raz Pan Krzysztof Wolski,
- Modlitwa, medytacja, mindfulness 
W tamtym momencie chodziło przede wszystkim o to, by eliminując po kolei wspomniane na początku tekstu zakłócenia doprowadzić do sytuacji polegającej na tym, że staję zdrowy na starcie zawodów, które wciąż marzę ukończyć. To miałby być najcięższy kamień, po uniesieniu którego zyskując świadomość wykonania planu minimum, miałem rozpocząć walkę o pełną stawkę…
Sobota godzina 12:00 wyruszam do Wolsztyna! Szerszeń tak jakby nie dostawał powietrza do płuc… Nie działa to wszystko jak należy i nawet nie mam pewności czy dojadę na miejsce. Tomek Nowak udziela jednak pozwolenia na dalszą jazdę. Jadę przez Łódź i tam zabieram Pana Krzysztofa Wolskiego, następnie wyciągam portfel z pieniędzmi, by móc kontynuować podróż trasą A2. Niestety, jestem lekko spóźniony, a zależy nam na tym aby uczestniczyć w odprawie przedstartowej, stąd takie a nie inne posunięcie taktyczne. Po dotarciu do Wolsztyna razem z Panem Krzysztofem udajemy się na odprawę przedstartową. Trasa wydaje się nie być skomplikowana, a regulamin jasny. Start w niedziele o 9:00, tylko dystans średni. Taktyka standardowa, trzymać się limitów czasowych i grupy. Nic więcej.
Po zostawieniu roweru w strefie zmian udaje się z na nocleg. Napotykam kolejne problemy bo nawigacja nie widzi zadanej lokalizacji i czas dotarcia na miejsce spoczynku i regeneracji niepotrzebnie się wydłuża. 21:15 dojeżdżamy na miejsce noclegowe. Okazuje się że wynajęte pokoje w hotelu nie są jak mi się wydawało cichą przystanią na wiosce tylko pokojami gościnnymi w domu weselnym i takowe w tamtym dniu właśnie się odbywało. Nie ma wyjścia, godzimy się na to, kwaterujemy, przygotowujemy rzeczy na rozgrzewkę, start, strefę zmian i wykorzystujemy chwile ciszy związaną z oczepinami na pójście spać. W międzyczasie dostaję telefon od Dyla z potwierdzeniem słuszności obranego rozwiązania. „Ostry potrafi spać w każdych warunkach” i to jest kurwa właśnie ta chwila, kiedy powinien zaczerpnąćrealne profity wynikające z tych ponadprzeciętnych zdolności. Pomogło jeszcze piwo – pomysł trenera Krzysztofa Wolskiego.
Niedziela, pobudka 7:00, energetyczne śniadanie, wsiadamy do samochodu by skompletować strefę zmian, następnie na miejsce startu. Tam zaplanowane było 40 minut rozgrzewki. W końcu pamiętne 3… 2… 1… (w umyśle spokój bo plan minimum wykonany) i start, nie tak spektakularny bo dystanse są podzielone na konkretne pory dnia i nie ma nas tak dużo. Pływanie przebiega zgodnie z planem. W wodzie pełna swoboda. Trasa łatwa, zaczynam po raz pierwszy od kilku dni odczuwać radość i spokój. Po około godzinie wychodzę z wody i biegnę boso jakieś 700m do strefy zmian. Nie mam butów rowerowych. Postanowiłem już wcześniej pojechać na platformach ze względu na ból kolan niewiadomego pochodzenia, oraz na to, że nie walczę o czas, a o ukończenie igrzysk w ogóle. Trasę rowerową kontroluję ze stoperem. Do pokonania 3 pętle w czasie 3.5h co oznacza godzinęz hakiem na każdą pętlę. Tak też staram się jechać, po to by zachować siły na bieg. Udaje się przejechać trasę blisko limitu czasowego, jeszcze nie ma euforii, czeka mnie przecież półmaraton. Zaczynam więc asekuracyjnie. Z biegiem czasu jednak nabieram pewności siebie i pomimo bólu przyśpieszam ze szczerym uśmiechem na ustach przypominającym trochę wyraz twarzy dziecka, które właśnie coś zepsuło. O to właśnie chodziło Świadomość bliskości spełnienia jednego z największych marzeń przyćmiewa wszystko, a dodatkowo jebnięcia dodaje oprawa zawodów, ludzie którzy kibicują, muzyka w tle i ta myśl o bliskości celu w który wierzyli tylko nieliczni. Ostatnie metry to rywalizacja z innym uczestnikiem zawodów, chyba z krótszego dystansu bo szybciej biegł skurwysyn i niestety przegrywam ale, nie ma to większego znaczenia. Czas 7.10.43 nie budzi respektu, ale nie o czas chodziło. Ogromne szczęście płonęło we mnie w tamtym momencie i nawet teraz w trakcie pisania niniejszego tekstu. Czas, forma, wynik to wszystko jest do poprawienia, bo przecież to dopiero początek.





#5. Nie mówię szeptem gdy pytasz skąd jestem. I Częstochowski bieg niepodległości.

11.11.2018. Częstochowa plac parkingowy galerii jurajskiej – tu parkuję szerszenia załadowanego akcesoriami do biegania. Nie chodzi bynajmniej o zakupy lecz o poprawę wyniku jaki osiągnąłem 6 miesięcy temu na dystansie 10Km. Kolejna z nieplanowanych przed sezonem inicjatyw.
Bieg niepodległości po raz pierwszy organizowany przez fundacje jest lepiej, to doskonała okazja ku temu, by spełnić wyżej wymienione. Warunki atmosferyczne tamtego dnia zdecydowanie sprzyjają. Wynik do pobicia to 00:48:09.
Zaczynam podobnie jak 3 lata temu na biegu Częstochowskim mocno z tyłu i pierwsze kilkaset metrów traktuje jeszcze rozgrzewkowo. Po przebiegnięciu około kilometra przyśpieszam i tą tendencję utrzymuję do samego końca. Podbudowany wyprzedzaniem innych staram się dawać z siebie jeszcze więcej co daje ostatecznie wynik 00:46:27 i 142 miejsce w stawce. Nieźle, a będzie jeszcze lepiej.



Po biegu posiłek regeneracyjny, kawa oraz banan zielony – zdrowszy, o czym dowiaduję się w owym dniu. Wieczorem postanawiam jeszcze odwiedzić pływalnie, bo nie samym bieganiem człowiek żyje.

Myślenie procesowe a zwinne podejście do życia, treningów i startów.

Rok 2018 jest pierwszym, gdzie nie wszystkie, ale zdecydowanie najważniejsze z opisanych powyżej rzeczy zostały zaplanowane.
Nie chodzi jednak tylko o starty w zawodach. Pierwsze 2 kwartały roku zarezerwowane były na studia podyplomowe z zakresu zarządzania projektami, gdzie założona została też możliwość łączenia treningów z nauką. Przerosło mnie to zdecydowanie o czym za moment. Trzeci kwartał to starty w zawodach w Blachowni, oraz Wolsztynie plus przygotowania z tym związane. Ostatni to nagrania pierwszej płyty długogrającej zespołu SYNAISTHESIS którego kiedyś przypadkowo stałem się frontmanem.
Zakres studiów okazał się być dużo bardziej obszerny niż przewidywałem i jasnym stało się, że czasu na trenowanie nie ma wcale. Dowiedziałem się jednak w tamtym okresie więcej o metodykach zarządzania projektami stosowanych w różnych gałęziach przemysłu. Tu i teraz nie wchodząc głęboko w szczegóły wyróżniłbym 2 podejścia:
- procesowe, gdzie cel który chcemy osiągnąć jest znany, a droga do uzyskania na tyle przejrzysta, że możliwe jest jej zaplanowanie na przestrzeni skończonego czasu poprzez jego podział na określone etapy.
- zwinne, gdzie sami do końca nie wiemy co chcemy uzyskać. Tyczyć się to może sportu, dla którego chcemy się poświęcić, profesji, którą chcemy wykonywać, wszelkich produktów końcowych projektów, które nie są wyraźnie określone.
Myślenie procesowe, zakłada budowę precyzyjnych harmonogramów działań posiadających pewne tolerancje i zapasy czasowe uodparniające dany projekt bądź inicjatywę na zakłócenia, których w życiu pojawia się wiele. Niezbędna jest jednak dbałość o realizację nakreślonych aktywności w założonych ramach czasowych po to by dowieźć rezultaty na ten najważniejszy moment – w naszym przypadku byłby to dzień zawodów. W przygotowaniu formy pod zawody myślenie zwinne raczej nie ma zastosowania.
Reprezentująca podejście zwinne metodyka Scrum, została opracowana w roku 1995 przez Kena Schwabera, który sformalizował jej definicję na potrzeby produkcyjne oprogramowań informatycznych. Zakłada ona tworzenie działającego softwear’u, przez samoorganizujące się zespoły deweloperskie w ramach 2-3 tygodniowych sprintów, tak aby klient oraz kierownik projektu dostawali iteracyjnie szerokie dane do podejmowania decyzji o dalszym kierunku rozwoju projektu, a finalnie jego produkcie końcowym. Przypomina to trochę czas kiedy w Polsce pierwszym duzym projektem typu talent show był festiwal młodych zespołów w Jarocinie, gdzie nie było eliminacji, przesłuchań, informacji z zachodu, które mówiłyby o tym jak ma wyglądać muzyka, oraz organizacja imprezy masowej. Były za to ugrupowania anarchistyczne działające na rzecz tego w co wierzono pod wpływem inspiracji utopijnymi, ale jakże pięknymi ideami. Takie były czasy. Inicjatywa po latach świetności upadła tak jak moim zdaniem również punk rock, który w tamtym okresie był jednak zjawiskiem osobliwym na skalę światową. Inspirację można i zdecydowanie warto czerpać po dziś dzień co moim zdaniem nieświadomie, ale z powodzeniem zrobił Pan Ken Schwaber.
Gdyby chcieć jednak odpowiedzieć na samonasuwające się pytanie „a co to ma kurwa niby z triathlonem wspólnego?” należałoby się cofnąć 3 lata wstecz, kiedy to pierwszy raz w życiu podjąłem decyzję o starcie. W tamtym okresie wiedziałem tylko tyle, że potrzebuję wyzwania, czegoś co nastawi mnie pozytywnie do samego siebie na następne dni, miesiące, może lata…
Nikt z nas tak na prawdę nie wie od urodzenia tego co chce w życiu robić i dlaczego. Wiedzę tą uzyskujemy dopiero na bazie doświadczeń związanych z podejmowanymi inicjatywami, prowadzonymi projektami i wszystkim tym, co w momencie realizacji jest nam nieznane. Kreowanie i realizowanie koncepcji z różnych dziedzin życia jest kwintesencją zwinnego podejścia do życia, które w połączeniu z odpowiednimi decyzjami i podejściem procesowym ma szansę wywindować nas na szczyt naszych indywidualnych możliwości i marzeń, których nie boimy się posiadać.




komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ibezm
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]