ostry517 prowadzi tutaj blog rowerowy

Dożynki w Częstochowie

  • DST 145.00km
  • Czas 09:00
  • VAVG 16.11km/h
  • Sprzęt składak szosowy
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 października 2012 | dodano: 14.10.2012

2 wrzesień za oknem jeszcze szaro, a dzień właściwie dopiero się zaczyna…
O nieludzkiej jak dla mnie porze słyszę melodię nastawionego PRZEZE MNIE SAMEGO budzika.
Jakieś kilkadziesiąt sekund potrzebowałem żeby dojść do wniosku że to już 5.30 i niestety ale akurat tym razem godzina ta nie miała zbyt wiele wspólnego z rockowymi przebojami popularnymi w latach dziewięćdziesiątych... 



Parę minut później dostaję telefon od kolegi chcącego się upewnić czy aby na pewno wstałem. Tym razem spóźnienia już nie wchodziły w grę bo po raz pierwszy nie jechałem sam. 6:00 zbiórka w umówionym wcześniej miejscu, pojawiają się kolejni uczestnicy wyprawy.


fot. J.Madej


Tych państwa powyżej nie połączył żaden sportowy klub, żadne ugrupowanie polityczne, wiek, ani nawet często niestety powiązana z nim ilość włosów na głowie, bo mówiąc nawiasem proszę zauważyć, że gdyby ktoś prowadził tego typu statystyki mogłoby z nich wynikać, że kolejny raz znajduję się na końcu stawki.

Miłość narodu do szosy jak pokazuje załączony obrazek wyraźnie wzrasta. Smutkiem napawa jednak fakt, iż wciąż zbyt mało jej wśród najmłodszych adeptów dwóch napędzanych pedałami kółek.

Godzina 6:20 dołącza Pan Józef – ostatni uczestnik wyprawy i tym samym możemy już wszyscy w komplecie wyruszyć na trasę. Mgła, która towarzyszyła nam od samego początku w zasadzie chyba nikomu nie doskwierała. Z każdą minutą widoczność wzrastała i nawet stawało się co raz cieplej.

Godzina 8:30 ujrzawszy zaparkowaną, asekurującą nas przyczepkę i zwalniających kolegów, zorientowałem się że to już nasz pierwszy postój. Krótki – może jakieś 20 minut. Duży kubek kawy z R-man'em stawia mnie zaspanego na nogi, możemy ruszać dalej.

Właściwie to z chwilą naszego odjazdu ze Świętej Anny zaczynało się robić coraz bardziej ciekawie. Wyraźnie pobudzeni młodzi entuzjaści szosy na czele z Mariuszem „Tosią” Kowalczewskim – przyszłym kulturystą na co dzień trenującym sztuki walki, lecz tym razem próbującym swoich sił w sportach wytrzymałościowych zaczęli start od organizacji ucieczki. 4 kilometry do następnego postoju Kowalczewski zaczyna dyktować tempo i tym samym daje wyraźny sygnał do ataku. Formułuje się grupa 3 uciekinierów, a przoduje im właśnie ten widoczny na zdjęciu chłopiec...


fot. T.Ostrowski


Do kolejnego postoju pierwsi dojeżdżają ja i wspomniany wcześniej Tosia (kolejność przypadkowa). Chwile po nas dojeżdża R-man i wyraźnie niezadowolony z naszego wyczynu Pan Romek. Odpoczynek nie trwał długo. Po krótkiej ale treściwej reprymendzie jaką dostaliśmy w trakcie jego trwania wszyscy tym razem w zwartej grupie ruszyliśmy do następnego przystanku jakim była już sama Częstochowa.

Godzina 10:00 jesteśmy na miejscu i możemy udać się na zasłużony odpoczynek. Czas wolny jedni wykorzystywali na sen, inni na oglądanie zaparkowanych przy alejach NMP maszyn rolniczych a jeszcze inni postanowili wziąć udział w dożynkowej mszy św. na Jasnej Górze.


fot. M.Kowalczewski - odpoczywający R-Man


Godzina 12:30 msza św. się kończy - chyba każdy był już nią troszeczkę znużony. Pan Romek podejmuje decyzję o naszym wyjeździe i tym samym wszyscy włącznie z bezskutecznie namawianym do dezercji Panem Józkiem udajemy się w podróż powrotną.

Godzina 15:47 tóż za Gidlami (woj. Łódzkie) Grzegorz „Gelo” Murznowski łapie kapcia.


fot. T.Ostrowski


Jakieś 7 minut trwała wymiana uszkodzonej dętki. Po tym incydencie tępo wyraźnie jednak wzrasta – chyba każdy już gdzieś w podświadomości czuje bliskość rodzinnych stron.
Godzina tym razem już nawet nie pamiętam która, z resztą nie ma to większego znaczenia. Niespodziewanie dla nas peleton zaczyna się nagle rozciągać a na jego czele staje… nie kto inny jak Romek. Z każdą minutą wzrasta dystans dzielący uciekiniera, a resztę grupy. Zaniepokojony zaistniałą sytuacją Tosia również tym razem staje na czele buntujących się przeciwko na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło odgórnie i bezpodstawnie narzuconym porządkiem zdarzeń. Nic bardziej mylnego. Pomimo sprawnie zorganizowanego pościgu niestety nie udaje się nam dogonić Romka. Brak wstydu ambicji i honoru, daliśmy się podejść jak nowicjisze - tak sytuacje na bierząco komentował poproszony o anonimowość kolega - ale k... po raz ostatni - dodaje Kowalczewski. Godzina 17.25 Pierwszy w umówionym wcześniej miejscu symbolizującym metę pojawia się rozpędzony jak tsunami (jap. 津波) Romuald, a za nim my… Tosia, Ja i prawdopodobnie byłby z nami również R-Man gdyby nie fakt iż zamiast do mety postanowił pojechać do sklepu po słodycze. Dojeżdżają również następni uczestnicy wyprawy, a wraz z Nimi Pan Józek – w mojej opini obok swojego brata największy wygrany tamtego dnia. Na miejscu okazało się że nikt z nas nie zoriętował się nawet, że w połowie drogi powrotnej zostaliśmy bez asekurującej nas przyczepki


fot. T.Ostrowski


fot. Google Maps - trasa




komentarze
J.Madej | 18:09 wtorek, 16 października 2012 | linkuj Wydawało mi się,że taki pan z wąsikami zakręconymi był z wami..a na fotce go nie widzę...
Tosia | 13:42 wtorek, 16 października 2012 | linkuj Dobrze bylo !
Kazimierz | 12:53 wtorek, 16 października 2012 | linkuj Oj Tomek ty siroto ty...
Romek | 12:52 wtorek, 16 października 2012 | linkuj Ostrowski dobry kolarz jest, ale Kowalczewski lepszy.
R-Man | 12:51 wtorek, 16 października 2012 | linkuj Dobrze było ostry! Wpadnij dzisiaj to pobiegamy. Rozciągniesz mnie troche.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa owyta
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]