ostry517 prowadzi tutaj blog rowerowy

Lords of the boards czyli debiut na stoku

  • Aktywność Taniec
Środa, 1 stycznia 2014 | dodano: 11.01.2014

Rzecz działa się w pierwszych dniach 2014 roku w wiosce Wierchomla położonej nie opodal miejscowości Piwniczna - Zdrój. Będąc szczerym to pierwsze chwile jakie spędziłem na górskim powietrzu w żaden sposób nie mogły znamionować tego abym kiedykolwiek mógł znaleźć się na szczycie góry z której zjazd możliwy był jedynie przy pomocy zbrojonej włóknami szklanymi polimerowej deski określanej przez sympatyków sportów zimowych jako „snowboard”. Debiut w tego typu dyscyplinie do której posiadany przeze mnie talent został kilkakrotnie podważony, przez przebywającą ze mną w Wierchomli grupę znajomych stawał się jednak z każdą ich kolejną docinką coraz bardziej realny. Pomimo, iż do wioski dotarłem już 30 grudnia to na stok udało mi się trafić dopiero w Nowym Roku z powodów o których nie chciałbym się tutaj rozpisywać, ale od początku…


                                      Ostry517 - Odpoczynek przed zbliżającym się wyzwaniem - fot. K.Orlikowska


Pierwszego stycznia roku 2014 wyspany wypoczęty i najedzony udaję się z grupą przyjaciół w kierunku narciarskiego stoku zahaczając po drodze o wypożyczalnie sprzętu zimowego, gdzie zaopatruję się w niezbędne zabawki. Są ze mną za równo inni debiutanci narciarstwa jak i doświadczeni wyjadacze dla których narty są mniej więcej tym, czym dla amerykańskich dzieciaków cukierki.


                                             Doświadczeni zawodnicy - fot. K.Orlikowska

Godzina 17:10 Nie bez problemów ale udaje nam się w końcu trafić do wyciągu którym dojeżdżamy na sam szczyt góry. Przy zejściu uciekając przed goniącą mnie ławką nie zauważam barierki mającej na celu zablokowanie dostępu do obsługi wyciągu. Niestety taranując barierkę wytracam prędkość przez co ułamek sekundy później sam zostaję staranowany ławką przez którą de facto uciekałem. Po otrzepaniu się ze śniegu idę w kierunku startu mijając po drodze leżących i duszących się ze śmiechu ludzi… Nie wiem co w tym śmiesznego było i skąd miałem niby kurwa wiedzieć w którą stronę uciekać. Nieważne. Sama trasa nie wyglądała na łatwą ponieważ jej nachylenie odbywało się względem dwóch prostopadłych do siebie płaszczyzn. Efektem tego był brak możliwości pełnego sterowania pojazdem.
                       
                                                        Nowicjusze - fot. K.Orlikowska

Godzina 17:45 Tak na prawdę to pomimo, iż dalej znajduje się gdzieś w okolicach miejsca z którego startowałem to nie można powiedzieć że idzie źle. Po prostu zamiast do przodu jechałem cały czas w bok w stronę lasu gdzie nie było ani śniegu ani żadnej trasy. Raz nawet uratowało mnie to przed trwałym rozstaniem z deską która nie wiedzieć czemu sama zaczęła jechać. Po trwającej jakieś kilkaset sekund gonitwie znalazłem sprzęt w tym samym oddzielającym trasę od lasu rowie, w którym ze 2 razy sam wylądowałem. Wtedy zadowolony z pierwszego tamtego wieczoru tak wyraźnego postępu w drodze do celu postanowiłem udać się na krótki odpoczynek.

Godzina 18:00...   Po 2 - 3 minutach leżenia na śniegu mija mnie pewna szyderczo uśmiechająca się Pani pytając czy przypadkiem nie potrzebuję pomocy. Wtedy właśnie wstaję po to żeby przejechać swoje pierwsze 10m na snowboardzie. Przed upadkiem ratuję się poprzez balans ciałem i wymachiwanie rękami przypominające trochę taniec odurzonej THC nastoletniej młodzieży bawiącej się na heavymetalowych koncertach. W moim przypadku nie budzi to jednak uznania wśród mijających mnie kolegów, koleżanek ani nawet znajomych obserwujących moje wzmagania z grawitacją z poziomu wyciągu. Nie zraża mnie to ani przez moment ponieważ już z oddali widzę kolorowe światełka które oznaczają koniec morderczej trasy. Wraz z ubiegającym czasem coraz śmielej zaczynam stosować a nawet udoskonalać opracowaną w trakcie jazdy technikę skrętu w prawo, jak się później dowiedziałem - błędną. Godzina 18.15 Na horyzoncie widzę już czekającego na mnie kolegę. Niestety ale mój oponent w plebiscycie na najlepszego debiutanta sportów zimowych czekał na mnie ponad 10 minut i na domiar złego oglądał mój upadek przed samą metą tuż przy płocie ograniczającym trasę który zakończył moja przygodę ze stokiem tamtego dnia. Co prawda miałem jeszcze siłę i nawet ochotę na kolejny zjazd ale niestety wyeliminowały mnie odmrożenia na palcach. Następnym razem zabiorę rękawiczki...




komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa pobie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]