Lords of the boards czyli debiut na stoku
-
Aktywność Taniec
Rzecz
działa się w pierwszych dniach 2014 roku w wiosce Wierchomla
położonej nie opodal miejscowości Piwniczna - Zdrój. Będąc
szczerym to pierwsze chwile jakie spędziłem na górskim powietrzu w
żaden sposób nie mogły znamionować tego abym kiedykolwiek mógł
znaleźć się na szczycie góry z której zjazd możliwy był
jedynie przy pomocy zbrojonej włóknami szklanymi polimerowej deski
określanej przez sympatyków sportów zimowych jako „snowboard”.
Debiut w tego typu dyscyplinie do której posiadany przeze mnie
talent został kilkakrotnie podważony, przez przebywającą ze mną
w Wierchomli grupę znajomych stawał się jednak z każdą ich
kolejną docinką coraz bardziej realny. Pomimo, iż do wioski
dotarłem już 30 grudnia to na stok udało mi się trafić dopiero w
Nowym Roku z powodów o których nie chciałbym się tutaj
rozpisywać, ale od początku…
Ostry517 - Odpoczynek przed zbliżającym się wyzwaniem - fot. K.Orlikowska
Pierwszego
stycznia roku 2014 wyspany wypoczęty i najedzony udaję się z grupą
przyjaciół w kierunku narciarskiego stoku zahaczając po drodze o
wypożyczalnie sprzętu zimowego, gdzie zaopatruję się w niezbędne
zabawki. Są ze mną za równo inni debiutanci narciarstwa jak i
doświadczeni wyjadacze dla których narty są mniej więcej tym,
czym dla amerykańskich dzieciaków cukierki.
Doświadczeni zawodnicy - fot. K.Orlikowska
Godzina
17:10 Nie bez problemów ale udaje nam się w końcu trafić do
wyciągu którym dojeżdżamy na sam szczyt góry. Przy zejściu
uciekając przed goniącą mnie ławką nie zauważam barierki
mającej na celu zablokowanie dostępu do obsługi wyciągu. Niestety
taranując barierkę wytracam prędkość przez co ułamek sekundy
później sam zostaję staranowany ławką przez którą de facto
uciekałem. Po otrzepaniu się ze śniegu idę w kierunku startu
mijając po drodze leżących i duszących się ze śmiechu ludzi…
Nie wiem co w tym śmiesznego było i skąd miałem niby kurwa
wiedzieć w którą stronę uciekać. Nieważne.
Sama
trasa nie wyglądała na łatwą ponieważ jej nachylenie odbywało
się względem dwóch prostopadłych do siebie płaszczyzn. Efektem
tego był brak możliwości pełnego sterowania pojazdem.
Nowicjusze - fot. K.Orlikowska
Godzina
17:45 Tak na prawdę to pomimo, iż dalej znajduje się gdzieś w
okolicach miejsca z którego startowałem to nie można powiedzieć
że idzie źle. Po prostu zamiast do przodu jechałem cały czas w
bok w stronę lasu gdzie nie było ani śniegu ani żadnej trasy. Raz
nawet uratowało mnie to przed trwałym rozstaniem z deską która
nie wiedzieć czemu sama zaczęła jechać. Po trwającej jakieś
kilkaset sekund gonitwie znalazłem sprzęt w tym samym oddzielającym
trasę od lasu rowie, w którym ze 2 razy sam wylądowałem. Wtedy
zadowolony z pierwszego tamtego wieczoru tak wyraźnego postępu w
drodze do celu postanowiłem udać się na krótki odpoczynek.
Godzina
18:00... Po
2 - 3 minutach leżenia na śniegu mija mnie pewna szyderczo
uśmiechająca się Pani pytając czy przypadkiem nie potrzebuję
pomocy. Wtedy właśnie wstaję po to żeby przejechać swoje
pierwsze 10m na snowboardzie. Przed upadkiem ratuję się poprzez
balans ciałem i wymachiwanie rękami przypominające trochę taniec
odurzonej THC nastoletniej młodzieży bawiącej się na
heavymetalowych koncertach. W moim przypadku nie budzi to jednak
uznania wśród mijających mnie kolegów, koleżanek ani nawet
znajomych obserwujących moje wzmagania z grawitacją z poziomu
wyciągu. Nie zraża mnie to ani przez moment ponieważ już z oddali
widzę kolorowe światełka które oznaczają koniec morderczej
trasy. Wraz z ubiegającym czasem coraz śmielej zaczynam stosować
a nawet udoskonalać opracowaną w trakcie jazdy technikę
skrętu w prawo, jak się później dowiedziałem - błędną.
Godzina
18.15
Na
horyzoncie widzę już czekającego na mnie kolegę. Niestety ale mój
oponent w plebiscycie na najlepszego debiutanta sportów zimowych
czekał na mnie ponad 10 minut i na domiar złego oglądał mój
upadek przed samą metą tuż przy płocie ograniczającym trasę
który zakończył moja przygodę ze stokiem tamtego dnia. Co prawda
miałem jeszcze siłę i nawet ochotę na kolejny zjazd ale niestety
wyeliminowały mnie odmrożenia na palcach. Następnym razem zabiorę
rękawiczki...